Czasem to, co najważniejsze, przychodzi cicho. Dosłownie.
Wieczory z moim synkiem to zawsze szczególna pora – pełna wyciszenia, przytulania, łaskotek i bliskości. Kładziemy się razem na łóżku w półmroku jego pokoju, otuleni światłem gwiazdek z projektora, które tak bardzo lubi. Po prostu jesteśmy razem. Bez terapii, bez zadań. Tylko mama i syn. Blisko.
Kilka dni temu przyszła mi do głowy prosta zabawa: szeptanie słów do ucha, jak w „głuchym telefonie”. Zauważyłam już wcześniej, że szept wywołuje u niego coś wyjątkowego – śmiech, zaciekawienie, kontakt. Może chodzi o to, że dźwięki brzmią inaczej? Może o to, że czuje na skórze powiew powietrza z mojego oddechu? Nie wiem. Ale czułam, że coś w tym jest.
Zaczęłam od słowa „dobranoc”.
Szepnęłam mu je kilka razy. On za każdym razem wybuchał śmiechem i nastawiał ucho jeszcze bliżej. Po kilku powtórzeniach zapytałam:
– Co usłyszałeś?
A on – ze śmiechem i bez wahania – powiedział:
– Dobranoc!
Zaniemówiłam. To nie było jego pierwsze słowo – od jakiegoś czasu potrafi z pomocą obrazków powiedzieć, że chce np. swoje ulubione precelki. Ale to było inne. Bez podpowiedzi, bez schematu, bez obrazka. Tylko my, zabawa, uważność i radość. To było spontaniczne i czyste „bycie razem w mowie”.
Potem przyszły kolejne słowa: ucho, nos, rakieta, zegar – wszystko, co było wokół nas w pokoju. Za każdym razem szeptałam, a on powtarzał. Niektóre słowa wyraźnie, inne po swojemu – ale mówił. Co więcej, zaczął sam wskazywać na przedmioty, które usłyszał, i patrzył na mnie z oczekiwaniem, że potwierdzę – już na głos – czy dobrze zrozumiał. Miał z tego ogromną radość. Ja – jeszcze większą.
W tej zabawie poczułam coś jeszcze – że dla niego mówienie stało się atrakcyjne, bo najpierw ja stałam się dla niego atrakcyjna. Nie terapeutka, nie zadaniowiec – po prostu mama, bliska, obecna i wesoła.
To był dla mnie moment przełomowy. Bo zobaczyłam, jak bardzo mowa może wyjść z relacji, a nie z zadania. Z zabawy, nie z presji. Z uśmiechu, nie z ćwiczenia.
Na zakończenie
Nie wiem, czy ta zabawa zadziała u każdego dziecka.
Ale wiem, że moc więzi, bliskości i uważności potrafi otworzyć coś, co wcześniej wydawało się zamknięte.
Spróbuj, jeśli czujesz, że to może być coś dla Was.
Może właśnie szeptem pojawi się słowo.
Tak jak u nas.


Twoje słowa mają moc, bo są autentyczne. Nie ma w nich dydaktyzmu, jest za to czułość, nadzieja i bardzo konkretna wskazówka dla innych rodziców i terapeutów: czasem największy przełom przychodzi wtedy, kiedy odpuścimy „pracę” i po prostu będziemy z dzieckiem. W relacji, nie w roli.
Nie każda zabawa będzie działać u każdego dziecka, bo każde z nich jest inne. Ale są takie momenty, kiedy nie trzeba mieć planu – wystarczy być. Cicho, blisko, z sercem otwartym na to, co może się wydarzyć.
Dla Ciebie i Twojego syna to był właśnie taki wieczór. 🌙🩵🍀
Dziękuję z całego serca za te słowa – tak pełne zrozumienia i czułości. To prawda… czasem największe zmiany przychodzą nie wtedy, gdy mocno się staramy, ale gdy po prostu jesteśmy – obok, w ciszy, z miłością. Cieszę się, że to przesłanie wybrzmiało.